Pokazywanie postów oznaczonych etykietą słone wypieki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą słone wypieki. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 3 lutego 2014

Chapati

Kocham te chrupiące placuszki! Zwłaszcza za te zrumienione na czarno pęcherzyki powietrza. Zazwyczaj jemy je do curry (TUTAJ PRZEPIS), ale zawsze robię ich więcej, bo świetnie się je chrupie. Choć nie polecam robić tego w łóżku:)

Chapati są podstawą kuchni południowej Azji i wschodniej Afryki, zwłaszcza w Indiach. To cieniutkie chrupiące placuszki używane zamiast sztućców i jak wcześniej wspominałam, idealne do curry. Rodzime chapati piecze się na gorącym kamieniu lub na naczyniu zwanym tava. Ja - z wiadomych przyczyn - robię je na teflonowej patelni.

Chapati

200 g maki pszennej pełnoziarnistej
100 g maki pszennej
1 płaska łyżka soli
1 łyżka oleju
200 ml letniej wody

Z powyższych składników wyrabiamy gładkie ciasto, przykrywamy ściereczką i odstawiamy na dwie godziny, by odpoczęło. Z tych proporcji wychodzi mi 16 placuszków, ale to wszystko zależy od wielkości patelni - musimy oderwać taki kawałeczek, by placek dokładnie pasował do wielkości dna. Oczywiście może też być mniejszy. Z kawałka ciasta robimy kuleczkę i rozwałkowujemy ją podsypując mąką do takiego momentu, aż będzie niemal przezroczysty. Oczyszczamy placek z mąki - to ważne, bo mąka zostaje na patelni i z każdym kolejnym plackiem spala się na czarno. Kładziemy placek na dobrze rozgrzanej suchej patelni i smażymy z jednej strony do lekkiego zarumienienia - to trwa zaledwie chwilę, więc trzeba pilnować. Przewracamy na drugą stronę i pozwalamy by pęcherzyki bardziej się przypiekły i znów przewracamy na drugą stronę, rumieniąc. Co kilka placków warto troszkę ochłodzić patelnię i strzepać z niej nadmiar mąki.


sobota, 31 sierpnia 2013

Pissaladiere

Fantastyczny nicejski placek. Klasyczne ciasto drożdżowe z dodatkiem masła i jajka, więc jest bardziej kruche. Na wierzchu słodka skarmelizowana czerwona cebula przełamana słonym smakiem sardeli i lekko słonych czarnych oliwek. Na francuskich uliczkach można je spróbować każdego ranka, bo pieczony jest nocą.
Fantastyczny na ciepło i na zimno. I trudno mu się oprzeć :)

Pissaladiere

ciasto:
100 ml letniej wody
1 jajko
225 g mąki pszennej
1 łyżeczka soli
25 g masła
2 łyżeczki świeżych drożdży

na wierzch:
pół kg czerwonej cebuli
2 ząbki czosnku
2 łyżeczki cukru
3 łyżeczki oliwy
półtorej łyżki octu balsamicznego
100 g sardeli z puszki
czarne oliwki
łyżeczka suszonego majeranku
sól i pieprz do smaku

Przygotowujemy ciasto: z drożdży, odrobiny wody i odrobiny mąki robimy zaczyn i odstawiamy na 15 minut. Masło kroimy w kostkę, jajko rozkłócamy, dodajemy resztę składników i zaczyn i zagniatamy ciasto i odstawiamy na godzinę do wyrośnięcia.
W tym czasie przygotowujemy wierzch: cebulę kroimy w cienkie półplasterki, czosnek siekamy. rozgrzewamy na patelni oliwę, wrzucamy cebulę i czosnek i smażymy na małym ogniu pół godziny od czasu do czasu mieszając. Wsypujemy cukier, wlewamy ocet balsamiczny, sól i pieprz do smaku i smażymy przez 5 minut często mieszając, by cukier się nie przypalił, a cebula ładnie skarmelizowała.
Ciasto ponownie zagniatamy. Prostokątną blaszkę (moja ma wymiary 28x20 cm) delikatnie smarujemy oliwą. Ciasto rozwałkowujemy w kształcie prostokąta na tyle duży, by można było wywinąć brzegi. Masę cebulową równomiernie rozkładamy na cieście. Na wierzchu układamy kratkę z sardeli, umieszczamy w środku każdego powstałego pola oliwkę. Wszystko posypujemy majerankiem. Blachę przykrywamy folią na 15 minut, by ciasto troszkę podrosło. Zdejmujemy folię i wstawiamy do nagrzanego do 200 stopni piekarnika. Pieczemy około 30 minut, aż ciasto będzie złociste.
Smacznego:)


piątek, 23 sierpnia 2013

Pełnoziarnista margherita

Jestem wielbicielką pizzy! Jeśli chodzi o restauracje, znam zaledwie kilka, do których warto pójść. W reszcie albo jest niedobre ciasto, albo sos o smaku konserwantów z wielkiego plastikowego wiadra, po którym boli brzuch. Po sosie, nie po wiadrze :) W innych żałują dodatków lub nakładają ich za dużo. A ja lubię pizzę na cieniutkim cieście, którą da się jeść paluchami bez podtrzymywania drugą ręką, z sosem ze świeżych pomidorów i z niewielką ilością składników. Ach i ser! Po prostu ser, a nie kupowane w worach w Makro coś starte seropodobne, co łączy z serem jedynie to, że się ciągnie. A i to nie wygląda w tym wydaniu apetycznie.
Najcudowniejszą pizzę jadłam mieszkając w Rzymie. Akurat we Włoszech z całą pewnością jest mnóstwo miejsc, w których człowiek zakochuje się w pizzy od pierwszego gryza, ale ja po moim pierwszym gryzie rzadko zdradzałam miejsce, w którym się zakochałam:) To była maleńka rodzinna pizzeria z pizzą na wynos. Włoch ojciec (poznać po wąsach) i jego czterech synów, jeden przystojniejszy od drugiego. Może to dlatego tak smakowała?:) Zapach ciasta i sosu pomieszany z zapachem drewna w piecu powalał od wejścia. Nie wchodziło się od razu-swoje trzeba było odstać w kolejce na chodniku. To też było na swój sposób magiczne. Potem z zawiniątkiem szłam do parku naprzeciwko i jeśli nie było wolnej ławki, siadałam przy najbliższym drzewie opierając się o nie plecami i to był mój czas!

Dziś mam dla Was pizzę pełnoziarnistą pachnącą bazylią z sosem ze świeżych pomidorów i mozzarellą.

 Pełnoziarnista margherita

ciasto:
półtorej szklanki mąki pełnoziarnistej (użyłam żytniej)
pół szklanki ciepłej wody
łyżka oliwy
płaska łyżeczka drożdży
łyżeczka soli
łyżeczka cukru

sos:
1 duży pomidor
1 duża cebula
3 ząbki czosnku
kilka gałązek świeżej bazylii
łyżeczka cukru
łyżeczka koncentratu pomidorowego (ładnie podkreśli smak sosu)
sól, pieprz, ostra papryka do smaku
łyżeczka oliwy z oliwek do smażenia

I oczywiście mozzarella

Zaczynamy od ciasta. Z drożdży, odrobiny wody, cukru i odrobiny mąki robimy zaczyn i odstawiamy na kilkanaście minut. Mieszamy resztę składników, dodajemy gotowy zaczyn i zagniatamy ciasto. Wszystko zależy od użytej mąki, więc czasem trzeba delikatnie ciasto rozrzedzić, innym razem podsypać mąką-musicie to wyczuć.
Gdy ciasto będzie gotowe, przykrywamy ściereczką i odstawiamy na czas przygotowania sosu.
Cebulę kroimy w niewielką kostkę, wrzucamy na rozgrzaną oliwę i smażymy na małym ogniu do zeszklenia. W tym czasie pomidora sparzamy wrzątkiem, obieramy ze skórki i kroimy na niewielką kostkę. Czosnek siekamy. Gdy cebula jest zeszklona, dodajemy czosnek, a pół minuty później łyżeczkę cukru. Mieszając smażymy kolejne pół minuty i wrzucamy pomidory. Podsmażamy 2-3 minuty, dolewamy pół szklanki wody, dodajemy łyżeczkę koncentratu pomidorowego i przyprawy (niewiele, pod koniec dosmaczymy) i dusimy na małym ogniu kilkanaście minut, aż sos się zredukuje. Gdy sos jest gęsty, dodajemy posiekaną bazylię, gotujemy jeszcze minutę i zdejmujemy z ognia. Sos można lekko zmiksować, ale ja rozgniatam widelcem, by były wyczuwalne małe cząsteczki warzyw. Teraz czas na dosmaczanie - sos powinien być jednocześnie słodki, kwaśny i lekko pikantny.
Z ciasta formujemy cienki placek. Z mąki pełnoziarnistej nie wychodzi tak elastyczne ciasto jak z pszennej, więc może sprawić odrobinę kłopotu, ale co to dla Was!:) Brzegi ciasta smarujemy odrobiną oliwy, nakładamy równomiernie sos. Mozzarellę kroimy w plastry, a potem rwąc układamy na sosie. Wkładamy do nagrzanego do 200 stopni piekarnika. Pizza jest gotowa po 10-15 minutach.
Smacznego!

wtorek, 13 sierpnia 2013

Francuskie kwadraciki z pastą śródziemnomorską

Nie będę się wygłupiać z przepisem:)  To wczorajsza pasta śródziemnomorska i gotowe ciasto francuskie. Pokroiłam je na kwadraty, w połowie z nich wycięłam kółeczka. Skleiłam kwadraty roztrzepanym jajkiem i w dziurkę nałożyłam pastę. Całość posmarowałam jajkiem i piekłam około 15 minut w 180 stopniach.
Są (a właściwie były!) bardzo kruchutkie - zresztą, co Wam będę opowiadać, znacie rozpływające się w ustach francuskie ciasto. 
Wycięte kółeczka posmarowałam jajkiem, posypałam startym oscypkiem i upiekłam. Jak smakowały? Tak, że nie zdążyłam zrobić zdjęć;)
Smacznego!

Francuskie kwadraciki z pastą śródziemnomorską


sobota, 27 kwietnia 2013

Paluszki orzechowe

Ostatnio mam tak, że budzę się, ścielę łóżko i chwilę potem... ścielę łóżko:) Oczywiście pomiędzy ścieleniem łóżka w tę i ścieleniem z powrotem jest kilkanaście godzin, ale jakoś coraz trudniej mi je dostrzec. Nie wiem, czy jestem kobietą zajętą, zabieganą, czy może pracoholiczką, ale lubię te długie dni z powodzeniem udające krótkie:)
Po kilkudniowej przerwie kolejny przepis do działu dietowego: paluszki orzechowe. Mała przekąska. Świetne same w sobie i maczane w Waszym ulubionym dipie. Słodkim lub słonym - wedle zachcianki. Smakują troszkę jak chrupki chlebek razowy.

Paluszki orzechowe

Nie liczyłam paluszków, ale z tych proporcji wyszły mi dwie duże blachy.

200 g mąki pszennej pełnoziarnistej
płaska łyżeczka świeżych drożdży
80 g orzechów (użyłam laskowych lecz mogą być z powodzeniem włoskie lub wymieszane jedne z drugimi)
łyżeczka cukru
pół łyżeczki soli
125 ml letniej wody

Orzechy mielimy. W misce mieszamy suche składniki, wkruszamy drożdże, następnie wodę i zagniatamy gładkie ciasto. Odstawiamy przykryte ściereczką na 40 minut. Po tym czasie odrywamy kawałeczki wielkości orzecha włoskiego, robimy kulkę, a następnie rolujemy paluszki. Układamy na wyłożonej papierem do pieczenia blasze. Pieczemy 15-20 minut w 180 stopniach do zrumienienia.
Smacznego:)

Wersja na speedcooka:
200 g mąki pszennej pełnoziarnistej
płaska łyżeczka świeżych drożdży
80 g orzechów (użyłam laskowych lecz mogą być z powodzeniem włoskie lub wymieszane jedne z drugimi)
łyżeczka cukru
pół łyżeczki soli
125 ml letniej wody

Orzechy wrzucamy do naczynia miksującego i mielimy: obroty 7, czas 20 sekund. Dodajemy suche składniki, wkruszamy drożdże, następnie wodę. Wyrabiamy ciasto: obroty 10C, czas 2 minuty. Wyjmujemy ciasto z naczynia i zagniatamy gładką kulę. Odstawiamy przykryte ściereczką na 40 minut. Po tym czasie odrywamy kawałeczki wielkości orzecha włoskiego, robimy kulkę, a następnie rolujemy paluszki. Układamy na wyłożonej papierem do pieczenia blasze. Pieczemy 15-20 minut w 180 stopniach do zrumienienia.
Smacznego:)

poniedziałek, 5 listopada 2012

Ciasteczka z oliwkami

Kocham programy kulinarne i wszystko, co z kulinariami związane. Co rano włączam telewizor na Dzień Dobry TVN - nie siadam, by oglądać, bo nie mam na to czasu, raczej słucham i reaguję na ciekawe tematy. Gdy dnia pewnego usłyszałam, że Andrzej Polan (którego swoją drogą uwielbiam) będzie robił ciasteczka z oliwkami, w jednej chwili znalazłam się przed telewizorem z karteczką i piórem. Oliwki to jest to! Do tego żółty ser i majonezik - nie było wyjścia, trzeba było spróbować:)
Wczoraj robiłam porządek w koszyczku, do którego wrzucam karteczki z różnymi notatkami, rysunkami i myślami. Robię to co kilka tygodni i choć sama te karteczki czasem równymi, czasem pospiesznymi literkami zapełniam, zawsze znajduję tam coś, co mnie zaskoczy i ucieszy. To jak odkrywanie skarbów! Polecam Wam tę prostą przygodę:)
I upiekłam ciasteczka!

Ciasteczka z oliwkami

250 g mąki pszennej
75 g zielonych oliwek
pół łyżeczki proszku do pieczenia
jajko
łyżka śmietany
3 łyżki majonezu
pół szklanki startego żółtego sera
szczypta soli
od siebie dodałam dwie szczypty chili

Oliwki siekamy. Mieszamy śmietanę, majonez i jajko. Dodajemy oliwki, mąkę, proszek do pieczenia i żółty ser. Zagniatamy ciasto i wkładamy na pół godziny do lodówki, by odpoczęło.
Rozwałkowujemy. Można wykrawać ciasteczka foremkami, ale ja postanowiłam zrobić coś na kształt prostokątnych paluszków.
Pieczemy w 180 stopniach do zrumienienia.


niedziela, 19 sierpnia 2012

Drożdżówki z parówką

Syn je uwielbia. Ale dlaczego ma jeść te ze sklepu?
Wykorzystałam sprawdzony wielokrotnie przepis na podstawowe mleczne ciasto drożdżowe, okutałam paróweczki (lub jak kto woli: serdelki). Jeśli jakimś cudem nie zostaną pochłonięte od razu, spokojnie można je po upieczeniu zamrozić, potem prosto z zamrażalnika do nagrzanego piekarnika - mały szronik sprawi, że utworzy się chrupiąca skórka.
Co jest jeszcze fajne? Że po upieczeniu pomiędzy ciastem a parówką robi się mały luzik, w który można wcisnąć keczup, majonez lub musztardę. Lub wszystko naraz, jeśli ktoś lubi:)

Drożdżówki z parówką
Z poniższych proporcji wyszło mi 10 drożdżówek:
pół kg mąki
szklanka ciepłego mleka
20 g świeżych drożdży
5 łyżek oleju
3 łyżeczki cukru
łyżeczka soli
2 jajka (jedno do smarowania)


Z drożdży, odrobiny mleka, łyżeczki cukru i łyżki mąki robimy zaczyn i odstawiamy na około 15 minut. Mąkę mieszamy z solą i resztą cukru. Dodajemy mleko, jedno jajko, olej oraz zaczyn i wyrabiamy gładkie ciasto (można to zrobić w maszynce). Odstawiamy na pół godziny pod ściereczką do wyrośnięcia. Po tym czasie wyrabiamy raz jeszcze krótko i rozwałkowujemy na grubość 2-3 milimetrów. Kroimy długie pasy o szerokości ok. 5 cm. Układamy obraną z foliowej osłonki parówkę na początku paska lekko na ukos i kręcimy parówką dotąd, aż będzie zawinięta do końca. Gdy już mamy gotowe wszystkie drożdżówki, układamy je na blasze, przykrywamy ściereczką i odstawiamy na 30-40 minut do wyrośnięcia. Roztrzepujemy drugie jajko i smarujemy nim wyrośnięte drożdżówki. Wstawiamy do nagrzanego do 200 stopni piekarnika i pieczemy około 20 minut do zrumienienia.
Smacznego:)

sobota, 9 czerwca 2012

Paszteciki z pasztetem

Dwa dni pod rząd być zaskoczoną przez obcych mężczyzn to lekka przesada. Chyba że to jest listonosz i kurier. Czwartkowy listonosz - ja z zieloną maseczką na twarzy ("niejedno już w życiu widziałem") - przyniósł mi list od Przyjaciółki. Piątkowy kurier - ja w koszuli nocnej ("przecież jest ranek") - paczkę kulinarną.
Tych dwóch panów chyba mogę skreślić z listy adoratorów:)

Piątkową paczuszkę dostałam od Portalu Polska Gotuje, a w nim paszteciki do przetestowania.


Paszteciki wyprodukowała firma DROB SA. Producent zapewnia, że mięso drobiowe, będące podstawowym składnikiem tych pasztetów, pochodzi z zamkniętej produkcji hodowlanej, prowadzonej w oparciu o najwyższej jakości pasze pochodzenia roślinnego.

Po oddaleniu się kuriera i zblednięciu rumieńca, który mnie oblał, zabrałam się za robienie śniadania: kanapki z pasztetem, pomidor i mnóstwo szczypiorku.
A dziś postanowiłam pokombinować. Wyciągnęłam z zamrażalnika ciasto francuskie, ser i oliwki. Obskubałam natkę z parapetu i upiekłam paszteciki z pasztetem. Są kruchutkie, delikatne i tak samo pyszne na ciepło, jak i na zimno. Świetna alternatywa do zabrania na piknik i do chrupania podczas oglądania meczu:)

 Paszteciki z pasztetem

2 płaty ciasta francuskiego (jeśli ktoś ma ochotę zrobić je samodzielnie, przepis znajduje się TUTAJ)
pasztecik drobiowy
kawałeczek żółtego sera
kilka zielonych oliwek
natka pietruszki
żółtko
zioła prowansalskie

Ciasto rozwałkowujemy na cieniutki placek. Wykrawamy kwadraty wielkości ok 8 cm. Na połowie układamy kawałeczek pasztetu, na nim żółty ser starty na tarce, plasterki oliwek i szczyptę posiekanej natki. Składamy na pół i przy pomocy widelca dociskamy brzegi tworząc pierożki. Paszteciki smarujemy rozmąconym żółtkiem, posypujemy ziołami prowansalskimi i wstawiamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika. Pieczemy do zrumienienia - moje piekły się 10 minut.
Smacznego:)

niedziela, 8 maja 2011

Pikantne paluszki serowe

Te paluszki są banalnie proste do wykonania, szybciutkie i absolutnie pyszne.
Mieszamy, wałkujemy, pieczemy i wsuwamy:)
I tylko tyle powiem.

Pikantne paluszki serowe

pół łyżeczki soli
łyżeczka curry
pół łyżeczki ostrej papryki
łyżeczka musztardy
4 łyżki masła
2 i pół łyżeczki proszku do pieczenia
15 dkg żółtego sera
niepełna szklanka mleka
około 2 szklanki mąki-tyle, by ciasto dało się zagnieść.

Ser ścieramy na małych oczkach, mieszamy wszystkie składniki, zagniatamy ciasto, rozwałkowujemy na około pół cm i wycinamy paluszki centymetrowej szerokości. Ciasteczka pieką się około 10 minut i trzeba uważać, by nie za mocno się zarumieniły, bo mogą być gorzkie.
A potem już tylko pozostanie wykrzesanie szczypty zdrowego rozsądku, by nie znikły w oka mgnieniu:)
Smacznego!

piątek, 18 lutego 2011

Grissini

Ostatnie grissini, jakie jadłam, to smak sprzed ośmiu lat. Podane z prosciutto na placu w górskim Cineto Romano smakowały niezapomnianie. 
Przejrzałam kilka przepisów w necie, ale znalazłam jedynie te pieczone na mące pszennej, a te włoskie miały lekko kwaśny posmak i zdecydowanie zawierały żytnią. Postanowiłam zaimprowizować i udało się. Podaję przepis z czystym sumieniem:)

Grissini

2 szklanki mąki razowej
2 szklanki mąki pszennej
20 g świeżych drożdży
5 łyżek oliwy z oliwek
półtorej szklanki ciepłej wody
łyżka cukru
2 łyżki soli
garść rozmarynu

W niewielkiej ilości wody rozpuszczamy drożdże i łyżkę cukru, odstawiamy na 10 minut, by popracowały. Resztę składników mieszamy w misce, dodajemy drożdże i wyrabiamy gładkie ciasto. Odstawiamy na pół godziny. Wyrabiamy raz jeszcze troszkę dłużej (około 10 minut) i ponownie odstawiamy na godzinę. 
Z kawałków ciasta rolujemy paluszki, układamy je na wyłożonej papierem do pieczenia blasze i nie czekając, aż urosną, od razu wkładamy do rozgrzanego do 180 stopni piekarnika.
Paluszki są gotowe, gdy nabiorą nieco rumieńców i są chrupkie również w środku. Mojemu piekarnikowi zajęło to między 10 a 15 minut.

Smacznego:)

poniedziałek, 29 listopada 2010

Mini calzone

Włoski wypiek. A jak włoski, to łatwy. I pyszny.
Calzone to nic innego jak pieczone drożdżowe pierożki z nadzieniem z sera i czegokolwiek:) Z wędlinką drobiową, kurczakiem z obiadu, z salami, z boczkiem, czyli tym, co akurat w lodówce. Można dodać oliwki, pomidory, wedle fantazji.
My lubimy takie calzone light. Pomysł na kolację, podwieczorek, przekąskę, zachciankę.

Mini calzone

Ciasto na około 28-30 sztuk:
350 g mąki pszennej
1 łyżeczka soli
15 g świeżych drożdży
250 ml ciepłej wody
2 łyżki oliwy

Nadzienie:
żółty ser lub ser w plasterkach hochland
wedle uznania: wędlina, kurczak, boczek, salami itp.
jajko do smarowania
zioła do posypania-ja używam prowansalskim lub rozmarynu

Drożdże rozpuszamy w odrobinie wody i odstawiamy na 10 minut, by popracowały. Następnie mieszamy wszystkie składniki i zagniatamy ciasto. Odstawiamy na godzinę do wyrośnięcia.
Po godzinie ciasto cieniutko rozwałkowujemy, kroimy kwadraty 10x10 cm, na połówce kładziemy trójkąt sera i wybrany przez nas drugi składnik. Składamy na pół po przekątnej, sklejamy brzegi, zawijamy je pod spód i kładziemy na wysmarowanej masłem i posypanej mąką blasze. Każdy pierożek smarujemy roztrzepanym jajkiem i posypujemy ziołami. Nie czekamy aż wyrosną lecz od razu wkładamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika. Pieczemy 10-15 minut do zrumienienia.

Smacznego:)

piątek, 18 czerwca 2010

Spiralki serowe

Nie wiem, jak Wy, ale ja uwielbiam ser-każdy i pod każdą postacią. Kilka dni temu zajrzałam do mojej księgarni i wyszłam z książką Eleonory Trojan "Tradycyjne pieczywo". Już w domu zaopatrzona w żółte karteczki samoprzylepne zasiadłam do pierwszego przeglądania z zamiarem zaznaczenia przepisów do wypróbowania. Po kilku stronach zrezygnowałam-zabrakłoby mi bloczka:)
Na pierwszy ogień poszły pikantne ciasteczka serowe. Ambrozja!

Spiralki serowe

200 g mąki pszennej
pół kostki masła
2 kremowe serki topione (po 100 g)
szczyptę soli (nie za wiele, bo serki już są solone)
łyżeczka słodkiej papryki w proszku (ja dałam pół na pół z ostrą)
jajko
olej do smarowania blachy (ja użyłam pergaminu do wypieku)

Przesiewamy mąkę na stolnicę, dodajemy masło, serki topione, sól i paprykę. Siekamy nożem, zagniatamy i wkładamy na godzinę do lodówki.
Schłodzone ciasto rozwałkowujemy na placek grubości pół centymetra, kroimy na paski centymetrowej szerokości i 10cio centymetrowej długości. Zwijamy spiralki, układamy na blasze, smarujemy rozmąconym jajkiem. Spiralki można posypać wedle gustu: makiem, sezamem, posiekanymi orzechami, kminkiem, ziołami itp. Ja wykorzystałam czarnuszkę (dziękuję Kasiu!).
Pieczemy około 10 minut do lekkiego zarumienienia.

Wypróbujcie koniecznie:)

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Chlebki pita

Przyznam się, że do tej pory chlebki pita kupowałam. Mój Syn uwielbia kebaby, ale takie domowe. Dziś wrócił od Babci i powiedział: "Jaka szkoda, że nie kupiłaś pity".
Był wieczór, najbliższe sklepy pozamykane. Cóż mi pozostało, jak nie poszukać przepisu. Pierwsze kroki skierowałam do Tatter - mistrzyni w pieczeniu chleba. Znalazłam i już dalej nie szukałam:)
Przyznam się też, że byłam pełna obaw co do efektu końcowego, bo z przepisu wynikało, iż ciasto trzy razy powinno wyrosnąć, a moje za nic nie chciało. Ale chlebki wyszły niezwykłe.  Następnym jednak razem użyję świeżych drożdży - jakoś nie ufam tym w proszku.

Chlebki pita

450 g mąki pszennej
10 g świeżych drożdży (lub 1 łyżeczka instant)
2 łyżeczki soli
280 g letniej wody
4 łyżki oliwy z oliwek


Mąkę mieszamy z pokruszonymi drożdżami (lub wsypujemy instant), dodajemy sól, wodę i oliwę, wyrabiamy na elastyczne ciasto, przykrywamy i odstawiamy na godzinę do wyrośnięcia.
Po tym czasie dzielimy ciasto na 10 części ( ja następnym razem podzielę na 8, bo dla Syna są zdecydowanie za małe) i z każdej formujemy kulki. Przykrywamy i ponownie odstawiamy na godzinę do wyrośnięcia.
Po godzinie każdą kulkę rozwałkowujemy (ja poradziłam sobie samymi łapkami rozpłaszczając je) na placki o grubości 5 mm i zostawiamy pod przykryciem na 20 minut.
Tatter piecze na kamieniu, ja takowego nie posiadam, więc zadowoliłam się żeliwną blachą, którą wyłożyłam papierem do pieczenia. Wkładamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy w 230 stopniach.
Pity są gotowe, gdy się napuszą i trzymają kształt. 

Smacznego!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...