A trzymając się francuskiej konwencji: chouquettes aux pepites de chocolat.
Zastanawiam się, czy coś więcej pisać. No bo w sumie co? Że gorzka czekolada pięknie pachnie, a rozpuszczająca się nieziemsko? Że zapach rozpuszczającej się czekolady miesza się z rosnącym ciastem ptysiowym i drobinkami cukru, które oderwały się od ciasta i właśnie powolutku zamieniają się karmel na gorącej blasze? Że wystarczy wtedy zamknąć oczy, by znaleźć się przy stoliczku w paryskiej kafejce? Że ten sam zapach naciska klamki w najbardziej odległych drzwiach i wyciąga z pokoi gawiedź, która gromadzi się przy piekarniku? Że owa gawiedź klęka na kuchennym chodniczku i wpatruje się w światełko za szybką, jakby to patrzenie spowodowało szybsze rumienienie chouquettes? Że padają słowa: "A może wyciągniesz ze dwa z brzegu, to na resztę będzie łatwiej czekać"? (Ciekawe co myślą sobie te dwa ptysie). Że po wyjęciu blachy szkoda czasu na przekładanie ich na talerz, więc lądują prosto w prawą rękę, podczas gdy lewa dzierży wielką szklankę z zimnym mlekiem? Że po ugryzieniu czekolada wypływa smakowicie brudząc usta? A może że gdy na talerzyku zostają dwa ostatnie ptysie, przychodzi myśl, czy zostawić je na jutro, czy nie ma co się pieścić, a ułamek sekundy potem zostaje podjęta decyzja o pożarciu? (A co sobie myślą te dwa ptysie?).
Nie, nie będę tego pisać. Nie warto, bo żadne słowa nie oddadzą rzeczywistości.
Zanim zamilknę napiszę, że kopiuję wczorajszy przepis dla wygody dodając do składników czekoladę i poniżej sposób ich dodania.
A Wam życzę smacznego:)
Chouquettes aux pepites de chocolat
Z tej porcji wychodzi około 20 sztuk:
pół szklanki wody
1/4 łyżeczki soli
łyżeczka cukru
3 łyżki masła
pół szklanki mąki
2 jajka
pół tabliczki niezbyt drobno posiekanej gorzkiej czekolady
cukier perłowy do posypywania
Do garnka wlewamy wodę, wrzucamy masło, sól i łyżeczkę cukru,
zagotowujemy. Zdejmujemy z ognia, wsypujemy mąkę i mieszamy chwilkę
łyżką do uzyskania jednolitej masy. Przy mieszaniu masa stygnie, więc
nie musimy czekać z wbijaniem jajek. Wbijamy i dalej mieszamy, aż masa
będzie jednolita. Studzimy masę do temperatury pokojowej, bo czekolada się nie rozpuściła. Wsypujemy czekoladę i mieszamy.
Blachę wykładamy papierem od pieczenia. Przy pomocy dwóch moczonych za
każdym razem w wodzie łyżeczek (możemy tez pomóc sobie szprycą)
nakładamy kupeczki. Nie muszą być idealne, bo cały ich urok w
szaleństwie. Trzeba zachować odstępy, bo ptysie rosną. Obklejamy górę i
boki cukrem perłowym wciskając je w ciasto - zaszalejcie z ilością, bo
warto:)
Pieczemy w niezbyt wysokiej temperaturze (100-120 stopni) około 30 minut. Są gotowe, gdy zrobią się mocno rumiane.
Smacznego!
szukety z czekoladą do mnie przemówiły :) jutro zrobię to cudo
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńdaj znaczek, jakie wrażenia:)
Ja jednak bez cukru perłowego :) nie przemawia do mnie, nigdy nie lubiłam herbatników z cukrem :) ale same ciasteczka muszą być rewelacyjne :) pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńTylko że Kasiu, cały urok tych ptysiaków jest w tym cukrze i w przyjemności jego chrupania:) Bez tego to będą zwykłe ptysie.
UsuńBuziaki
... Pozostawie to bez komentarza. Cuda sie tu dzieja cuda! Sciskam
OdpowiedzUsuńOj tak Kochana:)
OdpowiedzUsuńZwariowalam Slonko;)!
OdpowiedzUsuńNie dosc,ze nie trzeba miksera, to jeszcze i ugniatac, i rozwalkowywac nie trzeba - i do tego starczy jeden garnek;). Zaraz, jak Mlody wyzdrowieje - ide zrobic te slicznosci! Oczywiscie skladniki odmierze na 40 sztuk;). Buziaki Slodziaki;):*, D.
Koniecznie Skarbie:)
UsuńMonika mi one nie wyszły. siedzą od godziny w piekarniku i cały czas są nieupieczone. porozlewały się, mało urosły i wciąż są takie wilgotne i lepkie. szkoda :((( ale jednego szuketa zjadłam. w smaku dobry. w najbliższym czasie zrobię kolejne podejście. może będą lepsze ;)))
OdpowiedzUsuńps. mi coś ostatnio nic nie wychodzi
Piekłam je wiele razy i zawsze wychodzą. Może miałaś zły dzień:) Nie zrażaj się.
UsuńMoże podkręć następnym razem temperaturę. Każdy piekarnik jest inny-mój szybko przypieka.
Nie wiem dlaczego, ale wszelkiego rodzaju wyroby które są zrobione z dobrej czekolady trafiają bezpośrednio do mnie. Tak samo jak ciasto czekoladowe brownie https://wkuchnizwedlem.wedel.pl/porady/desery-i-przekaski/jak-upiec-idealne-brownie/ bez którego nie mogę żyć.
OdpowiedzUsuń